Najgorsze i najlepsze rzeczy na rozmowach kwalifikacyjnych

Byłem w życiu na kilkunastu rozmowach kwalifikacyjnych. Kilka z nich zapamiętałem szczególnie, i o nich dzisiaj napiszę.

Sześć na jednego

Zdarzyło mi się być na rozmowie kwalifikacyjnej, gdzie umówiony byłem z jedną osobą, a przyszło sześć. Nietrudno się domyślić, że taka przewaga, połączona z faktem, że pytania zadawała mi większość osób, zakończyła się tym, że do firmy się nie dostałem.

Pytania o rzeczy niepraktyczne

Zdarzyło mi się więcej niż raz być zapytanym o to, jak zaimplementować algorytm sortowania. Jestem przekonany, że w firmach, gdzie o to pytano, nigdy nie implementowało od zera takich algorytmów.

Więcej niż raz pytano mnie także o hoisting w JavaScripcie, chociaż użycie dowolnego javascriptowego lintera sprawia, że problem z hoistingiem nie ma prawa wystąpić.

Pisanie kodu na kartce

To chyba już klasyka rozmów kwalifikacyjnych. Pisanie kodu na kartce lub na tablicy suchościeralnej. Kartka to nie edytor, skreślenia okropnie wyglądają, kartka i tablica szybko się kończą, a mój mózg jest nieprzyzwyczajony do pisania kodu w ten sposób, bo nigdy tak tego nie robię.

Nie rozumiem, dlaczego problemem jest przyjście na rozmowę kwalifikacyjną z laptopem ze skonfigurowanym środowiskiem, i użycie go do rozmowy kwalifikacyjnej. Z drugiej strony Jakub Nabrdalik mówił o tym, że częścią procesu rekrutacyjnego może być całodniowy pair programming z kandydatem. Są więc firmy, gdzie kartka nie ma prawa bytu.

Byłem raz umówiony na rozmowę kwalifikacyjną, ale w jednym z późniejszych maili dowiedziałem się, że połowa dwugodzinnej rozmowy to test pisemny. Zrezygnowałem z pójścia na tę rozmowę.

Podchwytliwe pytania

Deprymujące są również podchwytliwe pytania. Mają one albo za zadanie udowodnić, że nie powinienem chcieć za wiele pieniędzy, skoro przyjdzie mi pracować z takimi wybitnymi postaciami, albo też po prostu uwalić kandydata. Byłem raz na rozmowie, gdzie jedna z trzech osób rekrutujących mnie była ewidentnie od początku na nie. Oczywiście się nie dostałem.

Najlepsze są rozmowy o technologii

Dwie najlepsze rozmowy, jakie miałem, nie były testami. Nie wydawało się też, żeby miały określony scenariusz, a jeśli tak, to był on realizowany dyskretnie. Moje dwie najlepsze rozmowy kwalifikacyjne były po prostu luźnymi rozmowami o programowaniu i architekturze, gdzie moje odpowiedzi w dużej mierze wyznaczały tematykę kolejnych pytań. Po obu tych rozmowach dostałem propozycje pracy. Z jednej ostatecznie skorzystałem.

Podsumowanie

Jak się okazuje, mocne wspomnienia mam głównie z nieudanych rozmów kwalifikacyjnych.

Nie twierdzę, że wiem, jak powinny być przeprowadzane rozmowy kwalifikacyjne, ale wydaje mi się, że jest kilka rzeczy, których należałoby unikać. Na pewno należą do nich testy na kartce i pytania o rzeczy, o których wiedza nie ma w firmie żadnej praktycznej wartości.